Spadłam razem chyba pięć razy. W stadninie Qń w Ostrowie, z klaczy Marysi. Pod koniec jazdy chciałam rozstępować konia. Dałam luźne wodze, wyjęłam nogi ze strzemion i się rozluźniłam. Samochody przejeżdżały spokojnie, a klacz nie wyglądała na taką, która w ogóle by się nimi przejęła. I w końcu przejeżdża skuter. Prawie wcale nie było go słychać, jechał wolniej niż pozostałe samochody, co musiało najwodczniej zaniepokoić Marychę, bo nagle spanikowana ruszyła galopem, a ja nie zdążyłam się niczego złapać, w skutek czego spadłam. I uderzyłam chyba jednocześnie biodrem i głową w ziemię. Nie wiem nawet, nie pamiętam :'). No i leżę tak...mama do mnie podjeżdża, nie wie co robić, a ja leżę i nie wstaję. W końcu jednak podiosłam się, ale zaraz po tym zgięłam się w pół i nie byłam w stanie się wyprostować. Bardzo mocno obiłam sobie biodro. Tak, że później parę dni chodzić nie mogłam. I połamałam kask :'D