Ja miałam ostatnio coś takiego:
Kupiliśmy konia od znajomych mojego brata. Była to śliczna gniada klacz (bez żadnych odmian) z długą grzywą. Nie dość, że piękna to jeszcze spokojna i posłuszna. Od razu umiałam się z nią porozumieć. Jeździłam na niej bez siodła i ogłowia. Wystarczyło, że rzuciłam do niej hasło 'noga', a ona brała przednie, lewe kopyto do tyłu i pozwalała mi wsiąść po tej nodze na swój grzbiet. A potem pogalopowałyśmy tam, gdzie nikt nigdy by nas nie znalazł ♥