Domyślam się, że koń, o którego chodzi należy do klubu, lubjest własnością szkółki jeździeckiej. Na takich koniach jeździ zwykle wiele osób i żeby zostać przez niego zapamiętanym, trzeba się mocno w jego oczach wybić. Kiedy jeszcze nie miałam własnych koni, teszkółkowe zapamiętywały mnie dzięki czemuś dla nich nowemu. Miałam doczynienia z klaczą, która straciła źrebię i od tamtego czasu nie pozwalała nikomu się do siebie zbliżyć. Przyciskała do ścian, kopała i gryzła. Udało mi się jej pokazać, że nie jest w stanie mi nic zrobić, że się jej nie boję. Zbliżyłam się do niej i o dziwo, po miesiącu pracy, wyglądała mniecodzień, żebym podeszła do jej boksu,chociaż ją pogłaskać. Potem udało misię ją przekonać do reszty ludzkości :)
Jeździłam także na staruszku, seniorze w dziedzinie dressage'u. po każdym treningu robiłam mu masaż pleców, szyi i nóg, poprawiając krążenie i rozluźniając mięśnie. Zapamiętał mnie.
Pracowałam także z pewnym młodym koniem, który mógłby się wydawać idealny, ale lubił brykać, gdy było mu za dużo szczęścia i energii. Dużo osób notorycznie z niego spadało, także mi nie udało się utrzymać. Potem zaczęłam z nim pracować, początkowo na lonży próbowaliśmy zapanować nad brykaniem, potem pod siodłem i w końcu się udało. Koń także mnie zapamiętał.
Z moimi zwierzami pracowałam dużo w boksie i na maneżu bez pomocy sprzętu. tylko ja i koń. Trzy z czterech trafiły do mnie jako zupełne świerzynki. Jeden wręcz z hodowli pół-dzikiej. Pierwszy raz w życiu człowieka widział. Tylko ja z nimi pracowałam, więc oczywiście było mi łatwiej. Ale w pewnym momencie, koń po prostu zacznie wyczuwać Twój styl jazdy, zapamięta Twój głos. Musisz mu pokazać, że tu jesteś, że to Ty jesteś tym Jeźdźcem przez wielkie "J", przeznaczonym dla tego konia.
Nie da się podejść, powiedzieć "chodż tu i mnie kochaj", albo przekupić smaczkami (no dobra, da się, ale nie działa na długo i mia fatalne skutki uboczne). Na przyjaźń i zaufanie konia trzeba zapracować.