Tak więc od prawie roku jeżdżę w pewnej stajni. Powstała ona na zgliszczach poprzedniej stajni która coś znaczyła. Obecnie ta stajnia nie jest zainteresowana niczym innym poza braniem udziału w sportowych rajdach konnych w których startuje instruktorka, osoby prywatne i 2 dziewczyny pomagające w stajni. Nikt inny nie ma prawa. Nie są zainteresowani żadnym innym sportem nawet żeby organizować u siebie jakieś małe konkursy. Kilka razy były mini zawody w skokach przez przeszkody na 50 cm i 70 cm. Ale teraz nawet po hubertusie ich nie będzie. Bo oszczędzają konie na rajdy. Własnych koni mają nie wiele. Większość dzierżawią od pensjonariuszy. Jednak te dzierżawione prawie w ogóle nie chodzą pod siodłem, tylko te klubowe pracują. Jest mało ludzi właśnie przez to że to już nie jest taka porządna stajnia jak kiedyś. Konie są zadbane, ale polityka stajni mnie dobija. Zawsze można było się umówić na konkretnego konia, a raz na jakiś czas oczywiście była zmiana aby nauczyć się na innych. Ale zawsze była informacja że dziś zamiana, koń okulał/obtarł się/ inny go ugryzł pod siodłem/dziś już chodził za dużo. Jednak ostatnio umówiłam się na mojego ulubionego bo dawno na nim nie jeździłam. Nie jest to koń jakoś bardzo lubiany przez innych jeźdźców więc zawsze gdy go chciałam przeważnie problemów nie było. Jednak jak przyszłam na jazdę instruktorka wysłała do mnie jakąś dziewczynę aby mi przekazała że mam innego konia. Nie spodobało mi się to ale pomyślałam że skoro mój ulubieniec był w terenie to może chcą aby odpoczął. Więc poszłam na pastwisko bo tego na którym miałam jeździć. Wyczuł że jestem zła więc nie chciał dać się schwytać. Jak już szłam z nim na jazdę to zatrzymał się przy boksie innego aby go kopnąć. Nie słuchał póki go nie szarpnęłam. Na jeździe był ospały więc większość jazdy jechałam z jedną ręką przy jego zadzie. Nie mogłam go walnąć bo koń lubi 'oddać' czyli strzelić z zadu. W galopie który ledwo wymusiłam po przebiegnięciu połowy ścieżki wskoczył do środka gotowy stratować każdego na swojej drodze jeśli nie pozwolę mu przejść do kłusa. Gdyby na środku nie stały dziewczyny robiące zdjęcia i gdybym była w lepszej formie psychicznej pewnie bym nie odpuściła mu lecz ostatnio zostałam poinformowana o pewnym ważnym dla mnie i tragicznym zdarzeniu co mnie przygniata. W każdym bądź razie zapisałam się na hubertus. Instruktorka odpisała że okej ale konie omówimy w weekend. W sobotę jakoś tak wyszło że nie rozmawiałyśmy. Wczoraj napisałam co z tymi końmi, a pani odpisała że jestem na liście rezerwowej. Mimo że wcześniej nie mówiła że miejsc brak. Miałam wybaczyć im to wszystko ale po tym smsie po prostu nie mogę. Wiedziała że chcę wystartować bo się dopytywałam i miała poinformować od razu. A teraz jestem na liście rezerwowej. Wkurza mnie ta nie kompetencja szczególnie za taką cenę. W dodatku ubierają koniowi kaloszki a nie mają pojęcia jak się je ubiera. Założyłam mu dobrze i pokazałam jeźdźcowi jak i dlaczego tylko po to żeby jak przyszłam na jazdę zobaczyć je rzepami na piętce konia. To mnie załamało. Nie sądzę że ja jestem idealna lecz uważam że skoro płacę 260 zł za takie marne wyposażenie klubu to chociaż od instruktora mam prawo coś wymagać. Czy powinnam odejść stamtąd?